W pogodnych Suwałkach witał mnie miś, a właściwie jego znak.
Z pogodą to tu różnie bywa - pomyślałam przelotnie - a do Suwałk
pasują inne określenia: baśniowe, magiczne, niebywałe...
Logo uśmiechniętego misia jakoś też mnie nie przekonało.
Ale przedwczoraj o poranku...
Moja ibiza nie odpaliła, w drogę ruszać trzeba było pilnie, trzydziestostopniowy mróz nocą zmroził wszystko dokoła. Silniki również. Ale dawniej jeszcze zimniej bywało... i suwalski naród dał radę, więc bez obaw ruszyłam po pomoc sąsiedzką. Mimo świtu kilku chętnych, opatulonych, podjęło trud rozpalenia mego auta.
Klapa w górę, akumulator, przewody, zaciski... Och to męskie, techniczne myślenie - czasami jest przydatne :) Pogoda ducha nie opuszczała ochotników, to i ja mimo skostniałych rąk, czekałam na ulubione rechotanie silnika. Po chwili zatrybiło. Wyjazd mój zatem był aktualny.
Ruszyłam na północną Suwalszczyznę, pod kołami skrzypiało, wyjeżdżając z Suwałk minęłam misia UśMicha i uświadomiłam sobie jak bardzo On pasuje do tej zimowej chwili. Skostniałe moje ręce i nogi potrzebowały niedźwiedziego ciepła, bo w sen zimowy nijak było zapaść. A mijany napis pogodne Suwałki przypominał nie tylko pogodę ducha moich sąsiadów, ale i to, że tu pogoda jest zawsze. Chociaż różna, ale w Polsce to właśnie z prognozy pogody chyba najbardziej znany jest nasz region.
Wieczorkiem po udanym, mimo mrozu dniu, ruszyłam do sklepu z trunkami. Nie wyznaję się na markach piw, ale najbardziej trafił do mnie wizerunek żubra, uznałam, że w ramach podziękowań sąsiedzkich moc Żubra będzie odpowiednia. Pogaduchom wieczornym nie było końca, a suwalska pogoda ducha dotarła wraz z Żubrem zapewne i na Podlasie.
Ale...Wyciszyła mnie, o 21.ej, wieść o odejściu do wiecznej krainy poezji - Wisławy Szymborskiej.
Tyle znaków, jednego dnia... a ten ostatni najważniejszy...
"...jestem tu na chwilę..."
I od tej chwili słowo "wystarczy" nabrało dla mnie na zawsze innego wymiaru.
0 komentarze:
Prześlij komentarz