poniedziałek, 21 listopada 2011

Komu żal Sudawskich?

Sudawskie to jezioro, wieś i góry. Leżą nieopodal Wiżajn, dotykają do granicy z Litwą w zakolu północno -wschodnim Polski, można by rzec w jej zakamarku. To teren wyniesiony ponad 220 m. n.p.m., przenika tędy asfaltowa już droga, która prowadzi na litewskie, kalwaryjskie bezkresy. Wieś niewielka, a jednak zaznaczona jako skarb Suwalszczyzny. Niewątpliwie skarbem jest, tylko ciągle o nim zbyt wiele nie wiemy. Smutne to. 
Góra Gulberek jako grodzisko jaćwieskie nie doczekała się badań archeologicznych, mogiła Świdy, często mylnie nazywana Szweda mogiłą, w terenie jest nawet nie oznakowana, a po dworze Rekoszów i parku podworskim z każdym rokiem zostaje coraz mniej. Jeśli tak dba się o skarby, to za kilkanaście lat pozostaną tyko zapiski na mapie. Smutne.



Żyją tu ludzie, którzy pamiętają wiele historii związanych z ostatnimi właścicielami dworu, opowiadają o nich i różnych dworskich obyczajach, potrafią poprowadzić po chaszczach tak, że da się jeszcze wypatrzeć pozostałości po alei wiodącej wzdłuż sadu i jeziora Sudawskie. Dokoła zarośla i gęstiwna splątanych krzewów, gąszcz chwastów zasłania owalony portyk i tylko wtajemniczeni wypatrzą resztki kolumn przy ganku, a na salonach rosną już samosiejki. Smutno...


Zarosły już fundamenty dworu, budynków folwarcznych, serowarni i piwnic. Z okazałego sadu niewiele pozostało, za sprawą nowych zasadzeń (chyba przez nadleśnictwo), stare jabłonie płaczą... Smutno...



A gdyby tak...
ożywić wspomnienia
historii dzisiaj spisać kartę
ocalić Rekoszów mienie
dziedzictwo ich jest tego warte.
A gdyby tak...
pokłonić się wierzbom i orzechom,
odszukać w toni ducha Sudawy
przypatrzeć się Stefana grzechom
rozsupłać dzieje bez obawy.
A gdyby tak...





niedziela, 20 listopada 2011

Czy w Kaletniku straszy?

Kiedy otrzymałam zaproszenie na I Maraton Mrocznych Opowieści do Ogrodu Bajek w Kaletniku, to od razu wiedziałam, że muszę tam być. Nie pomyśl czasem, że lubię horrory, bo pozostaję nadal wierna anielskim klimatom, ale babska ciekawość chyba granic nie zna. A w sumie anioły istoty niebiańskie, wysłannicy i stróże, mimo że są niewidzialne, to są obok mnie, odrobinę podobnie jak duchy, niby ich nie ma, a są. Dlatego postanowiłam sprawdzić, czy w Kaletniku straszy, czy w Dworku cała bajkowa aranżacja to może tylko przykrywka dla prwadziwych ich mieszkańców, które towarzyszą Państwu Balcer. A miejsce jest niebywałe.

Mży całe popołudnie, zapada zmrok, listopadowa szaruga wkrada się pod kapotę, krótkimi sygnałami daję znać innym babom, że ruszam po nie, każąc zabrać po dwa anioły stróże, bo jak tak mroczno, to jeden nie da rady osłonić nas przed jakąś maszkarą, bo droga do Kaletnika niby niedaleka, ale to i przez las i łąki lipniackie trzeba przejechać, a z jeziora kaletnickiego to i licho wodne może jakieś wyleźć. Nie wspomnę o Wiatrołuży, rzece pokrętnej, o której tylko czytałam, ale jak czegoś nie znam to i ufać mieszkańcom wiatrołuskich meandrów nie chcę.  
Zabieramy ze sobą "straszne potrawy" przygotowane w  przeddzień, w charakterze slow duch: "obcięte palce stolarza", "jabłka zapiekane z robakami" i "ręce zza światów". Przepisy na te kulinarne wyczyny pozostawiam w tajemnicy, bo przecież nasze potrawy mają stanąć w konkury z innymi "strasznymi" daniami. A są niebywałe.

Jedziemy powoli, ciemno wszędzie, kiedy docieramy do skraju lasu przed nami i za nami pojawiają się inne  auta, wszyscy jedziemy w tym samym kierunku, nikt nie zbacza, to tak, jakby dziś wszystkie drogi prowadziły do Kaletnika. Dojeżdżamy karawaną. Wrota Dworu otwarte, aleję odrobinę rozjaśniają płomyki świec wskazując drogę do portyku. Wita nas w oknie przyjazny nietoperz, słychać gwar i muzykę - rockową, głośną, na strychu pewnie duchy przytupują, w kominku płoną drwa, ognia strzeże niepozorny szczur, w blasku iskier maski wszelakie przybierają tajemne miny, a trupie czaszki dają znać, że mroczny wieczór z opowieściami w tle rozpoczął się. To niebywały wieczór, niebywała noc!
Chwilo trwaj!!!
Słucham... ciepło palonego drewna dodaje błogości, dodatkowo uduchawia poezja o duchach, czytam zgniecioną kartkę rzuconą zapewne przez duchy, to życzenie - pozytywne, wiedzą, czego pragnę - to dobry znak. Obok mnie wśród świec i jesiennych liści stoi czarka z napisem "trucizna". Ktoś, a właściwie dobry duch podaje mi filiżankę z  czekoladą, zanurzam się w jej smaku, to wywołuje pewne wspomnienia, kiedy to  utożsamianiałam się z gorzką czekoladą, ale już nią nie jestem, ten czas minął. Pijąc ciepłobrązowy napój, żegnam minione, gorzkie przeżycia. Ulatują wraz z innymi strachami wypisanymi na balonie... Żegnam, to niebywałe uczucie.

Odgłos pękanych balonów oznajmia, że pozostali też żegnają swoje strachy.
"A my chyba znamy się" - ktoś zagaduje. Odwracam się, co za niebywałe spotkanie! Rozmawiamy.

Z biesiadnego stołu patrzy serowy diablik, sękacz wyszczerzył kły, obcięte palce czekają na skonsumowanie, ceramiczny gar z zupą drwala przykryty czerwonymi rogami dominuje nad słodkim jeżem i kopcem robaków, nasze dania idealnie wtapiają się w zestaw "strasznych" potraw. I chociaż wygrały nie tyle straszne, co smaczne "żeberka cygana", to dobrze... 

... że tam byłam, nie tylko czekoladę piłam,
     a zmory, strachy i duchy oswoiłam. 

P.S. Szkoda tylko, że I Maraton Mrocznych Opowieści trwał tak krótko! Ale nie ma tego złego...
A inicjatywa jest niebywała!

czwartek, 17 listopada 2011

Któż zna Kiepojcie?

Na skraju dawnych Prus Wschodnich
na skraju Puszczy Rominckiej
na skraju Mazur Garbatych
na skraju północnym jeziora przeroskiego
omotane Bludzią leżą Kiepojcie.


Położone między Żytkiejmami a Dubeninkami nie wadzą nikomu,
bo to, że są tu mosty kolejowe, wie niewielu, rolę przewodnią w tym temacie przejęły Stańczyki. I tak jest od lat. Wiadukt bez torów, podkładów, balustrad, zabezpieczeń, pozostałość po linii kolejowej Botkuny - Żytkiejmy, budowanej tuż przed I wojną światową przez niemieckich budowniczych, przęsła wyłożone czerwoną cegłą...


A jeśli ktoś lubi manowce i ruszy nasypem kolejowym na zachód, a ruszyć naprawdę warto, zobaczy...



...dwa wiadukty, bliźniaczo podobne, północny połączony z całą dawną linią kolejową, ale...


... drugi, południowy prowadzi donikąd, planowana dwutorowa magistrala nie zostala ukończona.


Mosty dominują nad Bludzią i Kiepojciami, zapewne chcą wspominać odległe czasy, ale nie mają z kim, a...


...może to tylko listopadowa pora czyni to miejsce końcem świata?

poniedziałek, 7 listopada 2011

A my z czego?

Listopadowe smutki drepczą,
za kominem siadają
do ucha szepczą

Świat jest rzeźbiarzem, a my gliną
W niej trochę kruszcu, kamienia, stali...

Roztropni - niefrasobliwi
Dociekliwi - obojętni
Wolni - zniewoleni
Błogosławieni - nieugięci
Walczymy - poddajemy się
Przyrzekamy - nie dotrzymujemy
Dajemy - prosimy
Wierzymy - wątpimy
Kochamy - zdradzamy
Wierni - odchodzimy
Upadamy - podnosimy się

Myślimy wierząc,
że nawet najtwardsza glina,
daje się uformować wodzie

A matka natura wciąż przypomina,
że każdego weźmie glina.
 
Free Flash TemplatesRiad In FezFree joomla templatesAgence Web MarocMusic Videos OnlineFree Website templateswww.seodesign.usFree Wordpress Themeswww.freethemes4all.comFree Blog TemplatesLast NewsFree CMS TemplatesFree CSS TemplatesSoccer Videos OnlineFree Wordpress ThemesFree CSS Templates Dreamweaver