Czy aniołowie wiedzą, że...
tu na mroźnej ziemi moc hartu mamy
uśnieżeni na narodziny Pana czekamy
pośród zasp północy na zabój kochamy
Czy aniołowie słyszą, że...
wielu chóralnie "ma - ra - na - ta" śpiewa
że w sercach adwentowa cisza dojrzewa
w zawianej kaplicy ktoś się komuś zwierza
Czy aniołowie radują się, bo...
wszelkie zwady na skobel zamkniemy
na prośby sąsiada nie jesteśmy niemi
nocą mroźną do żłóbka pomkniemy
Czy aniołowie wiedzą, że...
nie podarek jest nam w Wigilię istotny
podamy dłoń, jeśli ktoś obok samotny
nie chcemy, by w święta był kto markotny
Czy aniołowie głoszą, że...
to grudniowe, swiąteczne i suwalskie rymy
wskazania - nikt "na biegunie"nie boi się zimy
pełne szczodrości są nasze serca oraz miny
Czy aniołowie wiedzą, że...
środa, 22 grudnia 2010
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Dlaczego czekam na Boże Narodzenie?
by wypatrywać czujnie Anioła z radosną nowiną
by właśnie ta grudniowa gwiazdka była jedyną
by poczuć w kuchni zapach barszczu i pierogów
by przebaczyć wszelkie przewinienia wrogów
by dzielić się ciepłem wokół - dobro mnożyć
by w chóralnie wyśpiewaną glorię uwierzyć
by wpatrywać się w choinkę i złotego anioła
by w ciszy nasłuchiwać - czy ktoś nie woła
by nocą mroźną na pasterkę chyżo zmierzać
by serce zadrżało, gdy dzwon zacznie uderzać
awalicja
piątek, 10 grudnia 2010
Jaki to czas?
Adwentowy to czas. Oczekiwanie grudniowe. Zimowy wieczór. To już trzecie Pogaduchy... dziś z Bożym Narodzeniem w tle.
Uczestnikom dziękuję za:
wyklejone gwiazdy betlejemskie,
wymalowane suknie anielskie,
wyplecione bombki i bibułkowe "jeżyki",
za wszystkie uśmiechu ciepłe promyki.
Wesołych Świąt!
Do zobaczenia w Nowym Roku na Pogaduchach z karnawałem w tle.
czwartek, 9 grudnia 2010
A gdzie pachnie drożdżówką?
Maćkowa Ruda - Wikipedia podaje, że nazwa dotyczy dwu miejscowości w Polsce.
O Boże - pomyslałam - to gdzie jest ta druga? I zaczęłam z zapartym tchem dociekać - Gdzie jest nasza konkurentka? To, że nazwy miejscowości powtarzają się, to wiem, ale żeby Maćkowa Ruda? Po szybkiej analizie okazało się, że jedna wieś leży w gminie Giby, a druga - w gminie Krasnopol! Obie w powiecie senejneńskim. Odetchnęłam! To tylko cień ostatniej reformy administracyjnej. Całe szczeście! Maćkowa Ruda zatem jest niepowtarzalna, może być tylko siostrą Gawrych Rudy. Jedna rudnia była Maćka, a druga Gawrycha. Dawne to czasy z wydobyciem rudy darniowej związane. A nazwy piękne pozostaly. I nie tylko.
Dziś Maćkowa Ruda kojarzy się niektórym Polakom z głosowaniem pana prezydenta wraz z małżonką (i ochroną), bo leży w sąsiedztwie Budy Ruskiej, innym ze spływami kajakowymi, noclegami, albo agroturystyką.
Mam więcej skojarzeń, bo i doznań było wiele. Posłuchaj.
Tu, w zakolu Czarnej Hańczy, po raz pierwszy wzięłam do ręki wiosła i niezdarnie wsiadłam do kajaka. Po odrobieniu pierwszej lekcji u Trampajki, ruszyłam szlakiem znanym mi dotąd tylko z mapy. Odpłynęłam, nie wiedząc jeszcze wtedy, że znajomość z Trampajką zamieni się w przyjaźń. Rzeka przyjęła mnie równie przyjaźnie, pozwoliła odkrywać uroki przyrody i mijanych osad, z innej, wodnej perespektywy. Rozmiłowała w kajakarstwie. Na jednej z kładek poznałam Czesię, która ugościła nas drożdżówkami. Pychota! Niebo! Raj! Nadzienie jabłkowe, serowe, jagodowe. Ciepłe i pachnące. Pozostał smak, pozostala też znajomość, równie ciepła jak czesine drożdżówki.
Tu podziwiałam kamienne rzeźby na dworskim podwórzu profesora Andrzeja Strumiłło, w tle było słychać wielogłosowy śpiew zespołu Pogranicze. Dawne suwalskie pieśni towarzyszyły spacerowi po tajemniczym ogrodzie. Czułam się, jak Alicja w krainie czarów. Innym razem w przydworskiej werandzie słuchałam opowieści profesora o jego dalekich podróżach, przekładając kartki wielu albumów, patrzyłam na obrazy światłem malowane. Po kilku latach, na ten sam dziedziniec, późnym wieczorem weszłam rozświetloną aleją, aby oddać się całkowicie muzyce barokowej i poezji czytanej przez Andrzeja Strumiłło. W gigantycznym kominku strzelały palące się polana, a iskry dodawały niepowtarzalnej mocy.
Tu, w czasie pewnej Wielkanocy, spotkałam Teatr Wiejski Węgajty, po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć grupę wędrowną, przemierzajacą Suwalszczyznę z Allelują na ustach. Towarzyszyła jej żwawa muzyka ludowa, zawołania gwarowe, dawne oracje wielkanocne, oznajmiające czas Zmartwychwstania, czas Wielkiej Nocy! Potem kapela grała oberki i polki, w rytm których wszyscy ruszyli w tany. Zapewne pan Jan Bacewicz skwitowałby to jednym zdaniem, no może dwoma - Aze chiba joni zmanione! Muzykantow siła nieostałosie, a onegdaj to kazden na papuciowkie chodziuł.
Tu ciagle wracam, bo każda pora roku pokazuje Maćkową Rudę w odmiennej scenografii, ale zawsze w wielu domach klimat dobra pozostaje bez zmian. Latem w chłodnej Czarnej Hańczy kąpiel przynosi ukojenie, a drożdżówki dopełniają wakacyjny błogostan. Jesienią po spłowiałych polach ruszamy z Trampajką przed siebie, czasem zatrzymuje nas jezioro Gremzdy, czasem bezkres Mikołajewa. Później, wieczornym pogaduchom towarzyszy pachnąca drożdżówka. Zimą, na nartach ruszamy do zagajników blisko Budy Ruskiej, aby pod osłoną lasu poczłapać na biegówkach, a i tematy obgadać przeróżne. Po takich wyprawach zawsze Czesia czeka na nas ze swoimi niepowtarzalnymi bułeczkami. Wiosną, w hańczańskim zakolu siadamy na kładce, wystawiając twarze do słońca, planujemy wakacyjne wyprawy ciesząc się, że lato tak blisko.
I wcale nie dziwi mnie widok znajomej osoby, zmierzającej nad brzeg rzeki. To Czesia niesie drożdżówki.
Bo być w Maćkowej Rudzie i nie jeść bułek, to tak jak być w Rzymie i...
Tu ciagle wracam, bo każda pora roku pokazuje Maćkową Rudę w odmiennej scenografii, ale zawsze w wielu domach klimat dobra pozostaje bez zmian. Latem w chłodnej Czarnej Hańczy kąpiel przynosi ukojenie, a drożdżówki dopełniają wakacyjny błogostan. Jesienią po spłowiałych polach ruszamy z Trampajką przed siebie, czasem zatrzymuje nas jezioro Gremzdy, czasem bezkres Mikołajewa. Później, wieczornym pogaduchom towarzyszy pachnąca drożdżówka. Zimą, na nartach ruszamy do zagajników blisko Budy Ruskiej, aby pod osłoną lasu poczłapać na biegówkach, a i tematy obgadać przeróżne. Po takich wyprawach zawsze Czesia czeka na nas ze swoimi niepowtarzalnymi bułeczkami. Wiosną, w hańczańskim zakolu siadamy na kładce, wystawiając twarze do słońca, planujemy wakacyjne wyprawy ciesząc się, że lato tak blisko.
I wcale nie dziwi mnie widok znajomej osoby, zmierzającej nad brzeg rzeki. To Czesia niesie drożdżówki.
Bo być w Maćkowej Rudzie i nie jeść bułek, to tak jak być w Rzymie i...
wtorek, 7 grudnia 2010
Jak zatrzymać suwalskie lato?
Suwalskie decoupage'owanie znalazło licznych miłośników. Córki, mamy, babcie spotkały się po raz drugi. Pędzli u nas dostatek! Wiele osób przyniosło swoje serwetki i rozpoczęła się nieplanowana, spontaniczna "wymienialnia". Czy wiesz, ile ciekawych wzorów ukrywa się na zwykłych bibułkowych serwetkach? Po zebraniu znacznej kolekcji myślę, że najwięcej jest kwiatowych motywów, takich, które kojarzą się nam z wakacjami.
Promienie smolnickiego słońca ukrywają się w bratkach, w stokrotkach, w słonecznikach. Letnie zachody słońca znad Wigier odbicie swe znalazły w płatkach róż, bzu i malw. Błękit hańczańskiej wody odszukać można w liliach, fiołkach i niezapominajkach. Zapach wiejskich ogrodów na pewno został w lawendzie i ziołach.
Zdobiąc drewniane deski do krojenia, ramy lusterek i zakładki zatrzymaliśmy suwalskie lato i wspomienia z nim związane. Dopełnieniem kreatywnych działań była degustacja serów, masła i smalcu z Wiżajn.
Zdobiąc drewniane deski do krojenia, ramy lusterek i zakładki zatrzymaliśmy suwalskie lato i wspomienia z nim związane. Dopełnieniem kreatywnych działań była degustacja serów, masła i smalcu z Wiżajn.
Następne pogaduchy będą miały bożonarodzeniowe motywy, w których zawsze skrywają się nasze marzenia, nie tylko świąteczne.
A zatem lato zatrzymane, a zima już oswojona!
A zatem lato zatrzymane, a zima już oswojona!
czwartek, 2 grudnia 2010
Gdzie słuchać można wiatru w kominie?
Pada śnieg, puszysty, biały.
To Aniołowie w niebie na święta sprzątają, na ziemię wymiecione śnieżynki powoli lecą tworząc srebrzysty dywan. A my zziębnięci szukamy przytulnego kąta.
Często siadam na ciepłym murku u Krysi w Bilwinowie. To dobre miejsce na pogaduchy przy miętowej herbacie. Umilkł już koncert świerszczy, teraz wiatr świszcze w kominie. Siedlisko Łukaszewiczów to nie tylko miejsce na posieduchy, bo jak mus to rękawy do roboty też zakasać trzeba.
W chlebowym piecu Krysia piecze niepowtarzalne soczewiaki. Ocaliła je przed zapomnieniem. Soczewiaki nazwał ktoś jedzeniem biednych. Tak, była onegdaj na suwalskiej ziemi bieda. Klimat surowy, ziemie słabe, ludzie zasiewali dużo żyta - na chleb, wiele grochu i soczewicy - do nakarmienia dziatwy, do tego niezbędne było poletko ziemniaków, zagon ogórków i kapusty - na zakiszenie. Zimą było wszystko w składówce pod ręką. Zdrowe, energetyczne, kaloryczne jedzenie, ale takie jest najlepsze na "biegunie zimna". W kuchni królowały ziemniaki we wszelkich postaciach: kiszki, baby ziemniaczane, bliny, kartacze i soczewiaki.
Do soczewiaków Krysia radzi gotować ziemniaki w mundurkach, wtedy mają więcej "kleju". Później po zdjęciu obierek należy je przemleć i dodać odrobinę mąki. Z ciasta, jak na kopytka, formujemy w dłoni placek, na który nakładamy farsz i zawijamy robiąc płaski kotlecik. Robota idzie szybko, bo soczewicę Krysia zawsze gotuje wcześniej i dodaje do niej zioła, i inne przyprawy. Farsz pachnie podsmażaną cebulką. A w piecu chlebowym dopalają się jeszcze ostatnie drwa.
Umorusana po łokcie w mące i kartofli, opowiadam Krysi o swojej ostatniej wyprawie na Łotwę. Odkryłam tam wiele uroczych miejsc, ale dziś bohaterem pogaduch staje się piec, a właściwie piece w pałacu carycy Katarzyny II w Rundale (ok. 30 km przed Rygą).
W każdej komancie przystawałam jak wryta i z zachwytem patrzyłam na dzieła zduna. Sala biała, złota, różana, balowa, każda ma swój klimat, kolor, ozdoby, rzeźby, ale dla mnie najcudniejszym akcentem komnat, były ogromne, kaflowe piece. Takiej ceramiki jeszcze nie widziałam. Każda kafla jest obrazkiem, na białym tle - niebieskie scenki: nad rzeką, w ogrodzie, na łące...
- A mój piec jest zielony i też ładny - dodaje Krysia - wsuwając do nagrzanej niszy blachy z soczewiakami.
- Ładny, ładny i muzykalny, bo słychać wiatr w kominie - dodałam.
To już zimowy koncert.
Do soczewiaków Krysia radzi gotować ziemniaki w mundurkach, wtedy mają więcej "kleju". Później po zdjęciu obierek należy je przemleć i dodać odrobinę mąki. Z ciasta, jak na kopytka, formujemy w dłoni placek, na który nakładamy farsz i zawijamy robiąc płaski kotlecik. Robota idzie szybko, bo soczewicę Krysia zawsze gotuje wcześniej i dodaje do niej zioła, i inne przyprawy. Farsz pachnie podsmażaną cebulką. A w piecu chlebowym dopalają się jeszcze ostatnie drwa.
Umorusana po łokcie w mące i kartofli, opowiadam Krysi o swojej ostatniej wyprawie na Łotwę. Odkryłam tam wiele uroczych miejsc, ale dziś bohaterem pogaduch staje się piec, a właściwie piece w pałacu carycy Katarzyny II w Rundale (ok. 30 km przed Rygą).
W każdej komancie przystawałam jak wryta i z zachwytem patrzyłam na dzieła zduna. Sala biała, złota, różana, balowa, każda ma swój klimat, kolor, ozdoby, rzeźby, ale dla mnie najcudniejszym akcentem komnat, były ogromne, kaflowe piece. Takiej ceramiki jeszcze nie widziałam. Każda kafla jest obrazkiem, na białym tle - niebieskie scenki: nad rzeką, w ogrodzie, na łące...
- A mój piec jest zielony i też ładny - dodaje Krysia - wsuwając do nagrzanej niszy blachy z soczewiakami.
- Ładny, ładny i muzykalny, bo słychać wiatr w kominie - dodałam.
To już zimowy koncert.
środa, 1 grudnia 2010
A kiedy było Święto Niezapominajki?
Suwalszczyzna ma wiele określeń, wielu pisze o niej jako o baśniowej krainie, wielu nazywa ją zielonym zakątkiem płuc i to nie tylko Polski, inni mówią o wschodnich kresach, tyglu kultur, bądź ocalonej egzotyce. Nieliczni porównują ją do Bieszczad, doszukując się w polodowcowym krajobrazie podobieństw. Ze wszystkimi przymiotami się zgadzam i tymi realnymi, i tymi pełnych fantazji. Wszyscy jednak potwierdzą, że najpewniejszym odniesieniem jest "polski biegun zimna".
Dziś grudzień rozpoczął swe panowanie pokazując mroźnego pazura. Zasypane pola, oszroniona puszcza i każdy zagajnik. Wody płynące, jeszcze nie poddały się pierwszym mrozom. Usypia powoli suwalska przyroda, od lat przywykła przecież do obszernych zasp, zaciętych zamieci i obfitych śnieżyc. Liście, kwiaty i inne motywy roślinne pojawiać się będą coraz cześciej na zamrożonych szybach chałup.
A zatem zima nas wcale nie zaskoczyła?
Grudzień to czas oczekiwania na tę jedyną pierwszą gwiazdkę, samotnego wędrowca, pasterkę z koledą...
To czas rozważań i podsumowań. Co zdarzyło się w czasie minionym? Co zapamiętały moje anioły na strychu?
Z zapachem kawy wspomnienia niosą mnie w majowy dzień, kiedy to razem z grupą przyjaciół postanowiłam w szczególny sposób zaakcentować Dzień Niezapominajki.
Przesłaniem była myśl - nie zapomnij o mnie. Zadaniem uczestników było wystąpienie w stroju "niezapominajkowym" i zapamiętanie tajemniczego hasła, które było zaszyfrowane w zaproszeniu.
Tak, tak, dorośli też lubią pobawić jak dzieci. Warto wspólnie ułożyć wiosenne bukiety, w których dominują niebieskie, drobne płatki, pośpiewać piosenki z "kwiatem" w tle (jest ich naprawdę dużo), powymyślać majowe potrawy i poopowiadać legendy lub bajki z bohaterką spotkania - Niezapominajką.
Pamiętam opowieść o tym jak Pan Bóg po stworzeniu świata, siadł nad strumykiem, aby odpocząć... a po chwili, cichutko odezwał się niewielki kwiatek, patrząc modrym oczkiem na Stwórcę, zapytał skromnie o swoją nazwę. "- Zapomniałem o tobie - zafrasował się Bóg - a zatem zostań niezapominajką".
Leżąc wśród majowego kwiecia w ogrodzie, zaczęły się nam przypominać fragmenty rymowanek z dzieciństwa: "Niezapominajki są to kwiaty z bajki....
Rosną nad potoczkiem, patrzą modrym oczkiem...
Szepcą skromnie, nie zapomnij o mnie".
A przy ognisku ustaliliśmy długą listę, czego nie zapomnimy i obiecaliśmy, że...
Kawa wypita, dziś za oknem mróz, ale w moich myślach dominuje ciepłe Niezapominajkowo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)