poniedziałek, 19 grudnia 2011

Co znaczy sielsko?

Moja przystań,
mój skrawek świata
moje marzenia...

Moje Przytulisko

Chciałam mieć furtkę skrzypiącą pod starą jabłonią.
Mam taką furtkę.


Pragnęłam mieć okna, przez które dobro patrzy.
Mam takie okna.


Marzyłam o progu niskim, który prawdę wita.
Mam taki próg.


Myślałam o zapiecku ze świerszczem w kominie.
Mam komin, bez świerszcza narazie.

Marzę o ...
 ...

Wszystkim czytelnikom suwalskich pogaduch
z okazji zbliżających się świąt
Bożego Narodzenia
życzę spełnienia marzeń.
                       awalicja

piątek, 16 grudnia 2011

Jak minął rok?

W każdym z nas anioł jest!
Poszukaj go w moim anielskim kalendarzu.
Rok 2011 to był aniołów czas.


Styczeń srogi wielkim sercem wita


Luty na szybach koronki maluje


Marzec zimę odprowadza i wiosny szuka


Kwiecień przylaszczki przynosi, niektórym gwiazdki z nieba


Maj mai się w ogrodach i sercach


Czerwiec skrzydła rozpościera, letni powiew wabi


Lipiec leniwie warkocze zaplata


Sierpień z motylami na spotkania w zboże chadza


Wrzesień próbuje lato zatrzymać


Październik babie lato we włosy łowi


Listopad senne listy na liściach pisze


Grudzień z gwiazdką bożonarodzeniową podąża



P.S. Za anielską współpracę Janowi Zaborowskiemu dziękuję, a za sesję zdjęciową moim aniołom i Tadeuszowi Kolter wdzięczna pozostaję.

środa, 14 grudnia 2011

Gdzie spadały anioły?

Przedświąteczny czas, to czas aniołów.
Oczekiwanie..., wypowiadanie życzeń, ale i...
czas podziękowań oraz wdzięczności za miniony rok.

A anioły...
zimą mroźną i snieżną na Górę Rowelską spadły,
tu nie tylko "Zimnika", ale i ciepła szukały,
a miejsce to - u nas najbliżej nieba,


wiosną głębie hańczańskie obeszły, dolinę wodziłkowską,
po szuwarach i meandrach Szeszupy brodziły,
pod Cisową drzemały,


latem w Przytulisku niewątpliwie stróżowały,
udomowiły się, wędrując po pobliskich bezdrożach,
rosę z bratków spijały,


jesienią Sejneńszczyznę przemierzyły, tak bez ceregieli
w studzieniczańskiej wodzie obmywszy się
za wszelkie dobra losu wdzięczne pozostały.


Cztery pory roku obracają nas w codzienności trudach,
radościach i smutkach, a my...
nie zawsze pamiętamy,
by nie zamykać za sobą zbyt szybko drzwi, 
przecież za nami Anioł Stróż podąża.

P.S. Na zdjęciach "suwalskie anioły" - moja nowa kolekcja wykonana techniką collage (kolaż). Wykorzystałam resztki deseczek, sklejek, tkanin i kamyki. Malowanie twarzy aniołom na płaskich kamieniach to moje nowe wyzwanie, zapewne nieostatnie.

czwartek, 1 grudnia 2011

Czy ty z lasu, czy ty z gaju?

Mikołaju, Mikołaju...
Wczoraj otrzymałam list od Mikołaja z zapytaniem o moje bożonarodzeniowe potrzeby prezentowe. Po przeczytaniu myślałam chwilę krótką, czego tak naprawdę potrzebuję, bo skoro jest okazja Mikołajowi odpisać, to warto przedstwić swoje prośby, przecież to już grudniowy nadszedł czas. 

"Drogi Mikołaju, dziękuję za pamięć, wdzięczna Ci będę ogromnie, jeśli przyniesiesz mi mapę z drogami, którymi pragnę bądź powinnam podążać. Do zobaczenia w święta."

Wysłałam. I teraz myślę...
 A może mapę życia w sercu mam?

                     Drogę do nieba sfotografował Tadeusz Kolter


P.S. Czyżby była taka prosta? Czekam z niecierpliwością na Mikołaja.


poniedziałek, 21 listopada 2011

Komu żal Sudawskich?

Sudawskie to jezioro, wieś i góry. Leżą nieopodal Wiżajn, dotykają do granicy z Litwą w zakolu północno -wschodnim Polski, można by rzec w jej zakamarku. To teren wyniesiony ponad 220 m. n.p.m., przenika tędy asfaltowa już droga, która prowadzi na litewskie, kalwaryjskie bezkresy. Wieś niewielka, a jednak zaznaczona jako skarb Suwalszczyzny. Niewątpliwie skarbem jest, tylko ciągle o nim zbyt wiele nie wiemy. Smutne to. 
Góra Gulberek jako grodzisko jaćwieskie nie doczekała się badań archeologicznych, mogiła Świdy, często mylnie nazywana Szweda mogiłą, w terenie jest nawet nie oznakowana, a po dworze Rekoszów i parku podworskim z każdym rokiem zostaje coraz mniej. Jeśli tak dba się o skarby, to za kilkanaście lat pozostaną tyko zapiski na mapie. Smutne.



Żyją tu ludzie, którzy pamiętają wiele historii związanych z ostatnimi właścicielami dworu, opowiadają o nich i różnych dworskich obyczajach, potrafią poprowadzić po chaszczach tak, że da się jeszcze wypatrzeć pozostałości po alei wiodącej wzdłuż sadu i jeziora Sudawskie. Dokoła zarośla i gęstiwna splątanych krzewów, gąszcz chwastów zasłania owalony portyk i tylko wtajemniczeni wypatrzą resztki kolumn przy ganku, a na salonach rosną już samosiejki. Smutno...


Zarosły już fundamenty dworu, budynków folwarcznych, serowarni i piwnic. Z okazałego sadu niewiele pozostało, za sprawą nowych zasadzeń (chyba przez nadleśnictwo), stare jabłonie płaczą... Smutno...



A gdyby tak...
ożywić wspomnienia
historii dzisiaj spisać kartę
ocalić Rekoszów mienie
dziedzictwo ich jest tego warte.
A gdyby tak...
pokłonić się wierzbom i orzechom,
odszukać w toni ducha Sudawy
przypatrzeć się Stefana grzechom
rozsupłać dzieje bez obawy.
A gdyby tak...





niedziela, 20 listopada 2011

Czy w Kaletniku straszy?

Kiedy otrzymałam zaproszenie na I Maraton Mrocznych Opowieści do Ogrodu Bajek w Kaletniku, to od razu wiedziałam, że muszę tam być. Nie pomyśl czasem, że lubię horrory, bo pozostaję nadal wierna anielskim klimatom, ale babska ciekawość chyba granic nie zna. A w sumie anioły istoty niebiańskie, wysłannicy i stróże, mimo że są niewidzialne, to są obok mnie, odrobinę podobnie jak duchy, niby ich nie ma, a są. Dlatego postanowiłam sprawdzić, czy w Kaletniku straszy, czy w Dworku cała bajkowa aranżacja to może tylko przykrywka dla prwadziwych ich mieszkańców, które towarzyszą Państwu Balcer. A miejsce jest niebywałe.

Mży całe popołudnie, zapada zmrok, listopadowa szaruga wkrada się pod kapotę, krótkimi sygnałami daję znać innym babom, że ruszam po nie, każąc zabrać po dwa anioły stróże, bo jak tak mroczno, to jeden nie da rady osłonić nas przed jakąś maszkarą, bo droga do Kaletnika niby niedaleka, ale to i przez las i łąki lipniackie trzeba przejechać, a z jeziora kaletnickiego to i licho wodne może jakieś wyleźć. Nie wspomnę o Wiatrołuży, rzece pokrętnej, o której tylko czytałam, ale jak czegoś nie znam to i ufać mieszkańcom wiatrołuskich meandrów nie chcę.  
Zabieramy ze sobą "straszne potrawy" przygotowane w  przeddzień, w charakterze slow duch: "obcięte palce stolarza", "jabłka zapiekane z robakami" i "ręce zza światów". Przepisy na te kulinarne wyczyny pozostawiam w tajemnicy, bo przecież nasze potrawy mają stanąć w konkury z innymi "strasznymi" daniami. A są niebywałe.

Jedziemy powoli, ciemno wszędzie, kiedy docieramy do skraju lasu przed nami i za nami pojawiają się inne  auta, wszyscy jedziemy w tym samym kierunku, nikt nie zbacza, to tak, jakby dziś wszystkie drogi prowadziły do Kaletnika. Dojeżdżamy karawaną. Wrota Dworu otwarte, aleję odrobinę rozjaśniają płomyki świec wskazując drogę do portyku. Wita nas w oknie przyjazny nietoperz, słychać gwar i muzykę - rockową, głośną, na strychu pewnie duchy przytupują, w kominku płoną drwa, ognia strzeże niepozorny szczur, w blasku iskier maski wszelakie przybierają tajemne miny, a trupie czaszki dają znać, że mroczny wieczór z opowieściami w tle rozpoczął się. To niebywały wieczór, niebywała noc!
Chwilo trwaj!!!
Słucham... ciepło palonego drewna dodaje błogości, dodatkowo uduchawia poezja o duchach, czytam zgniecioną kartkę rzuconą zapewne przez duchy, to życzenie - pozytywne, wiedzą, czego pragnę - to dobry znak. Obok mnie wśród świec i jesiennych liści stoi czarka z napisem "trucizna". Ktoś, a właściwie dobry duch podaje mi filiżankę z  czekoladą, zanurzam się w jej smaku, to wywołuje pewne wspomnienia, kiedy to  utożsamianiałam się z gorzką czekoladą, ale już nią nie jestem, ten czas minął. Pijąc ciepłobrązowy napój, żegnam minione, gorzkie przeżycia. Ulatują wraz z innymi strachami wypisanymi na balonie... Żegnam, to niebywałe uczucie.

Odgłos pękanych balonów oznajmia, że pozostali też żegnają swoje strachy.
"A my chyba znamy się" - ktoś zagaduje. Odwracam się, co za niebywałe spotkanie! Rozmawiamy.

Z biesiadnego stołu patrzy serowy diablik, sękacz wyszczerzył kły, obcięte palce czekają na skonsumowanie, ceramiczny gar z zupą drwala przykryty czerwonymi rogami dominuje nad słodkim jeżem i kopcem robaków, nasze dania idealnie wtapiają się w zestaw "strasznych" potraw. I chociaż wygrały nie tyle straszne, co smaczne "żeberka cygana", to dobrze... 

... że tam byłam, nie tylko czekoladę piłam,
     a zmory, strachy i duchy oswoiłam. 

P.S. Szkoda tylko, że I Maraton Mrocznych Opowieści trwał tak krótko! Ale nie ma tego złego...
A inicjatywa jest niebywała!

czwartek, 17 listopada 2011

Któż zna Kiepojcie?

Na skraju dawnych Prus Wschodnich
na skraju Puszczy Rominckiej
na skraju Mazur Garbatych
na skraju północnym jeziora przeroskiego
omotane Bludzią leżą Kiepojcie.


Położone między Żytkiejmami a Dubeninkami nie wadzą nikomu,
bo to, że są tu mosty kolejowe, wie niewielu, rolę przewodnią w tym temacie przejęły Stańczyki. I tak jest od lat. Wiadukt bez torów, podkładów, balustrad, zabezpieczeń, pozostałość po linii kolejowej Botkuny - Żytkiejmy, budowanej tuż przed I wojną światową przez niemieckich budowniczych, przęsła wyłożone czerwoną cegłą...


A jeśli ktoś lubi manowce i ruszy nasypem kolejowym na zachód, a ruszyć naprawdę warto, zobaczy...



...dwa wiadukty, bliźniaczo podobne, północny połączony z całą dawną linią kolejową, ale...


... drugi, południowy prowadzi donikąd, planowana dwutorowa magistrala nie zostala ukończona.


Mosty dominują nad Bludzią i Kiepojciami, zapewne chcą wspominać odległe czasy, ale nie mają z kim, a...


...może to tylko listopadowa pora czyni to miejsce końcem świata?

poniedziałek, 7 listopada 2011

A my z czego?

Listopadowe smutki drepczą,
za kominem siadają
do ucha szepczą

Świat jest rzeźbiarzem, a my gliną
W niej trochę kruszcu, kamienia, stali...

Roztropni - niefrasobliwi
Dociekliwi - obojętni
Wolni - zniewoleni
Błogosławieni - nieugięci
Walczymy - poddajemy się
Przyrzekamy - nie dotrzymujemy
Dajemy - prosimy
Wierzymy - wątpimy
Kochamy - zdradzamy
Wierni - odchodzimy
Upadamy - podnosimy się

Myślimy wierząc,
że nawet najtwardsza glina,
daje się uformować wodzie

A matka natura wciąż przypomina,
że każdego weźmie glina.

piątek, 28 października 2011

Czy pamiętamy?

Listopadowe dni, niedługie
Wypominki cicho dzwonią
Wspomnienia siedzą przy grobach
Nostalgia skryta w chryzantemach
W płomyku drży melancholia
Zaduma myśli wycisza
Pamiętanie marszczy czoło
Żałoba stanęła na bezdrożu
Łuna płonie w dali
ale gdzieś...
   krzyże, mogiły,
na których nikt lampki nie zapali.



Suchodoły. Przydrożny krzyż. Nie mogiła. Dowód obławy.
Znak powojennego losu LEŚNYCH LUDZI. Dwóch?
Ból i cierpienie do dziś wypełnia serce Marianny, siostry i świadka.
A poza Henrykiem i Józefem był jeszcze Kazimierz.


Wśród nas są tacy, co pamiętają... i westchną - Pokój ich duszom.


P.S. Losy Czyżów i wielu innych partyzantów opisuje Bartłomiej Rychlewski w książce "Po dolinach i po wzgórzach..."  

czwartek, 27 października 2011

Czy Jaćwięgi są wśród nas?

Szwajcaria koło Suwałk, miejsce szczególne,
szczególnie tym, którzy podążają jaćwieskimi śladami,
i tym, którzy czują się potomkami Jaćwieży.



Cmentarzy wokół nas wiele, ale ten ma swój wymiar...
Wehikułem przenosimy się w czasie,
w wieki, gdzie nikt tu,  na tej ziemi zanku krzyża nie czynił.



Kurhany, kamienne usypiska, ledwo zarysowują się na leśnym wzgórzu,
miejsce pochówku, dzielnych wojów, ich rodzin, plemienia z pobliskich osad.
Jest ich tu kilkadziesiąt, mówią nam, o minionych wiekach.



Widok z cmentarzyska na osadę w Osinkach.
Tam było grodzisko "synów drzew" i "sióstr lasu".
Związek duchowy żyjących z umarłymi był zachowany,
z Osink szwajcarskie wzgórze do dziś jest widoczne.



Miejsce dzisiejszych potyczek wojów, wzgórze nieopodal cmentarzyska,
tu, pod lasem, każdego roku, ożywia się historia z Jaćwieżą związana:
brzmią bębny i słychać szczęk mieczy oraz świst wystrzelonych strzał,
a po potyczkach
na rozgrzanych kamieniach pieką się podpłomyki,
w glinie zapieka się ryba i mięso, kowal wykuwa zbroje,
tkaczki przetykają nici, na kole lepią się garnki...
To "Festyn jaćwieski" -  przypomnienie odległej historii tej ziemi.

Czy Jaćwięgi są wśród nas?
Ciekawa jestem, ile osób stawia to pytanie...
Czy są tacy, którzy kierują je do swego najbliższego kręgu osób,
a może do siebie?
Czasem myślę... a gdyby tak ogłosić zlot Jaćwingów, ilu przybyłoby?
Gdzie są potomkowie zachodnich Bałtów? Sudowów, Wingran, Jaćwieży...

P.S. To takie małe poszukiwanie "bratnich dusz",




a kto szuka, ten znajdzie...

środa, 19 października 2011

Któż nie zna Stańczyk?



Pusto dookoła w Stańczykach o tej porze. Złoto brzóz nad Błędzianką przypomina o rozbujałej jesieni... 
Po pewnej chwili słychać odgłos prac na moście. Remont balustrad trwa - mimo chłodu.
Dyżur na "bramce" - też jest. "Samotny wilk" na skraju puszczy bierze opłatę niewielką.




Od lat kilku kibicuję właścicielom wiaduktów. To odważny projekt niemieckich budowniczych, ale też śmiała, dzisiejsza myśl. Wykupienie "uciążliwego" dla gminy zabytku i próba ożywienia miejsca odludnego to poprzeczka wysoko ustawiona, wysoko jak wysokie są filary byłych wiaduktów. Miejsce to na skraju położone, ale niezapomniane. Wizerunek mostów pojawia się na folderach i ulotkach jako atrakcja Mazur oraz Suwalszczyzny, chociaż niewątpliwie jest skarbem tej pierwszej krainy. Polodowcowe pagóry i wyniesione skarpy przypominają, że to Mazury Garbate, a tytuł z tablicy informacyjnej świadczy, że fantazji też tu nie zabraknie. "Akwedukty" Puszczy Rominckiej, wiadukty, czy mosty? Każde określenie jest dobre, wystarczą tylko poprawne skojarzenia.


Cieszy mnie każdy odnowiony skrawek, bo to jak cegiełka do naszej - europejskiej historii.
Dawne Prusy Wschodnie ogarniały te tereny docierając do dzisiejszego trójstyku granic w Bolciach. Odwieczne granice, tak trwałe dawniej dzisiaj są już tylko wspomnieniem, tylko Obwód Kalingradzki ciągle trwa za swoimi ogrodzeniami. Ale pas graniczny między Polską a Litwą jest coraz mniej widoczny, strefa Schengen zrobiła swoje, obszar wisztyniecki spokojnie dotyka do północnego płaskowyżu rowelskiego stanowiąc jakby spójną całość - tę polodowcową. Swoją drogą lądolód był wspaniałym rzeźbiarzem. Tu w północno-wschodniej Polsce pozostawił to, co najbardziej baśniowe. A jesień jakże urokliwie prezentuje swe rudości  w amfiteatrach krajobrazowych.

środa, 12 października 2011

Jak podzielić się bogactwem?

Gdyby udać się razem z kluczem żurawi nad Suwalszczyznę, to zapewne klangor echem odbijałby się nad ziemią suwalską pieśnią zieloną, nad augustowską błekitną, a nad sejneńską....? Właśnie jaką?
Chyba byłaby to pieśń magiczna. Wielogłos pogranicza, dźwięki: klezmerskie, jazzowe, dęte, folkowe - harmonia czy tygiel! Z prowincjonalności wyłania się to, czym ten skrawek jest. 
Im częściej tu jestem, tym bardziej ukazuje mi się charakterna mozaika Sejneńszczyzny. Ta część naszego  kraju zazwyczaj wydawać się może ziemią senną bądź zapomnianą, ale to nic bardziej mylnego. Pozory.
Wystarczy tutaj zajrzeć na dłużej, bez pośpiechu w drodze na Litwę.
W senności pól dojrzysz łagodne pochyłości, które od razu wyciszą twe wnętrze, pozwolą na odkrywanie egzotyki  tej ziemi oraz poznanie zapalczywości ludzi tu mieszkających.

Jak podzielić się bogactwem Sejneńszczyzny? Wierzę, że dzieląc się wrażeniami, pomnożę to bogactwo...

Maćkowa Ruda - tu dwa ważne trakty są: lądowy i wodny, tak naprawdę latem nie wiadomo, który ważniejszy.  "Czarna Hańcza cię omota...", meandry swobodnie przemykają po polach i łąkach wsi, płyną kajakami wodniacy, jakby karawana za karawaną, a na kładkach ogłoszenia miejscowych, reklamy ręcznie pisane: drożdżówki, szarlotka, placki... Pole biwakowe "Jagodzianka" ze smakołykami czeka: bułeczki, pierogi, kanapki ze smalcem i małosolnym, podane z uśmiechem... Do takich miejsc zawsze tęskno, bo w ludziach największe bogactwo.

Krasnopol - zaintrygowała mnie figura św. Agaty stojąca nieopodal kościoła, patronka ognia, strzegąca przed pożarami, wykonał ją miejscowy rzeźbiarz, skromnie mówi o sobie: Robię takie proste rzeczy. Proste, nie znaczy brzydkie - odpowiedziałam Panu Walukiewiczowi. Tu, na rynku dopytywałam o Górę Różańcową, szlak znaczony glinianymi kapliczkami rozpoczyna się w centrum osady, prowadzi w okolice lasu i ukrytych jezior, miejsce sentymentalne... Szukałam i znalazłam. Warto było!

Giby -  puszczańska stara miejscowość z osocznikami związana, dziś warto by tu barci poszukać i miodu posmakować. Ale ta mała miejscowość, bogate dzieje i mało słodkie skrywa Niewielki, drewniany kościół cicho prosi o swoją historię, dawna molenna przypomnieć chce mieszkających na tej ziemi do czasów II wojny - starowierów. Wzgórze obłożone głazami woła o pomoc w rozwikłaniu innych, powojennych losów ludzi, których pochowała ziemia - czy sejneńska? Nie wiadomo do dziś. Kto je odkryje?

Zelwa -  to miejsce zawsze będę kojarzyła z charyzmą właściciela skansenu "Dawna wieś", z balladą o dzbanie zielonym, którą tam usłyszałam, z bagnami, które przemierzyłam, aby znaleźć buty Tolka Banana, z Marychą, którą wpław brodząc w mule przebrnęłam. Tam, powiedziałam: Tu mogę zostać... Nie zostałam, ale wrócę...

Berżniki - miasto królowej Bony, ta, to wiedziała co robi! Zarządziła puszczańskimi obszarami, wyznaczyła granice i strażników, ogarnęła dobra płynące z lasu, dając nam wzorce, że w kobietach siła!
Cmentarz w Berżnikach jest wskaźnikiem wielu wydarzeń, pełna obaw jestem zawsze, kiedy muszę mówić o niesnaskach między narodami, ale wiem, że nic nie muszę - to temat pozostawiam.


                                     Cmentarz w Berżnikach

Puńsk - to zakątek brzmiący folklorem i etnografią, dawno temu to właśnie w muzeum Pana Vainy zaskoczyło mnie pozwolenie dotykania rekwizytów, to zapewne był jeden z pierwszych kamyków, który wpadł do mego ogródka. Lubię w Puńsku być 15. sierpnia i chociaż nie wtapiam się do końca w litewski klimat, to otarcie się o święto chleba, miodu i mleka przywraca mi wiarę w prostotę i prawdziwość ludzi, ogólnie hasło ujmując. Skansen nieopodal osady to malutka namiastka tego, co można obejrzeć w Rumszyszkach koło Kowna, ale inicjatywa słuszna. Uwielbiam litewskie placki ziemniaczane z nadzieniem mięsnym, w zajeździe koło skansenowej zagrody noszą nazwę "placki teściowej", dlaczego? Zapytaj, ja nie znam odpowiedzi.


                                      Skansen w Puńsku  

Oszkinie - "nawiedzony" w pozytywnym znaczeniu tego słowa Pan Piotr dokonuje rzeczy właściwie niemożliwych, osadę prusko - jaćwieską wznosi z drewna i kamienia, nie szczędzi własnego zapału, z dawnymi rytuałami można tu poobcować  a i z charyzmą właściciela warto pobyć. Pod wrażeniem wielkim pozostaję...

Krasnogruda - klimat poezji i literatury wznosi się nad alejami dworskimi, akcent czerwonego ganku do dworu zaprasza, by minimalizmem wystroju słowom ważność pozostawić, miejsce czarem twórczym ogarnięte, a i trafić do Centrum Dialogu wymaga nie lada kreatywnych zachowań. Radzę kierować się przez Żegary, bo inne drogi niekonicznie do Krasnogrudy prowadzą.

                                           Przydrożna kapliczka

Sejny - spojrzenie łagodne Madonny Sejneńskiej zawsze mni koi, wyniosłość  pomnika Wolności trochę zastanawia, orzeł za synagogą przypomina o ważnym powstaniu! Podziwiam peowiaków i o światełku na ich mogile 1. listopada nie zapominam. Na pozór wydaje się, że Sejny to dwie skrzyżowane ulice, ale ...
Właśnie to miasto zasługuje na - ale...

P.S. Kończę tę pochwalną pieśń, bo już zapewne ostatni klucz żurawi słyszę,
a Tadeuszowi Kolter za kopalnię zdjęć ogromnie dziękuję.  

poniedziałek, 10 października 2011

Ile wart jest pałac?

A był to początek XIX wieku na ziemi suwalskiej, kiedy to ostatni dziedzic dóbr dowspudzkich podjął zagospodarowanie zakątka nad Rospudą. Ludwik Michał Pac zamysł miał światowy, kierował się wzorcami architektury angielskiej, znał też sztukę włoską. Po wielu wojennych wyprawach u boku Napoleona, jakby dla spokojności duchowej odbył liczne podróże. Już nie tylko jako dzielny żołnierz, generał, hrabia, ale jako miłośnik sztuki, gospodarz, ziemianin... Z Dowspudy uczynił nad podziw dobrze prosperujące, nowoczesne dobra.
Wybudował wspaniały pałac, nie tylko stylowy i pełen przepychu, ale przede wszystkim wskazujący oryginalny smak właściciela i duszę patrioty - również.
 I tak razu pewnego właśnie w okolicy rezydencji pojawił się przybysz z odległych stron. Długo stał i oglądał pałacową sztukaterię, przechadzał się i podziwiał kunszt zabudowy, aż zauważył to sam hrabia. Wyszedł do wędrowca i nie zdradziwszy swego imienia, pozdrowił gościa i zapytał: Jak myślisz, ile wart jest pałac?
Ten nie zbity z tropu, zastanowił się chwilę i odrzekł: Wart pałac Paca, a Pac pałaca. 
Bardzo spodobała się ta odpowiedź gospodarzowi, powtarzał ją wielkrotnie na salonach. Jest znana do dzisiaj.
Ale dzisiaj postawiono to pytanie w innych okolicznościach.
Przetarg, kolejny uciążliwy zabytek...   na sprzedaż!!!Czy rzeczoznawca wie?



Ile jest cegieł w wieży bocianiej?Po ile są cegły z pacowską lilią?
Jaką wartość mają arkady w portyku? I wieżyczki na ganku?
 


Pozostałe mury i ruiny podziemnych kondygnacji - w jakiej cenie?
Na ile wyceniono omszałe kłody? Dorodną lipę i drobnolistne klony?
A brzegi i stoki nad sławną Rospudą? Jak zliczyć piękno?



Ile kosztuje duchowa uczta w dowspudzkim parku?
Kto w przyszłości zaprosi wędrowca do pałacu Nie - Paca i zapyta: Ile wart jest...?



P.S. Rzeczoznawca problemu nie miał, oszacował - 3,1 mln zł. Kto da więcej?

piątek, 7 października 2011

Gdzie mogą być anioły?

Październikowa złota w słońcu jest ta niedziela
W Przytulisku wiele myśli ulotnych się rozaniela
Psalmy, cytaty, sentencje, ważne mądrości słowa
Znaki zostawiają stróże, jak brzmi aniołów mowa?
Skrzydłem mnie dotykają, piórem  musną czasem
Za rogiem czekają, pod lipą usną, bądź za lasem
Czasem pragnę, by przekroczyły moje niskie progi
Przykucnęły tu obok, pozostawiły niepewne drogi
Wchodzę na ganek, drzwi pozostawiam otwarte
Czekam na..., a to czekanie wszystkiego jest warte
 
Free Flash TemplatesRiad In FezFree joomla templatesAgence Web MarocMusic Videos OnlineFree Website templateswww.seodesign.usFree Wordpress Themeswww.freethemes4all.comFree Blog TemplatesLast NewsFree CMS TemplatesFree CSS TemplatesSoccer Videos OnlineFree Wordpress ThemesFree CSS Templates Dreamweaver