Czebureki po naszemu, czyli czebureki nie tatarskie, nie litewskie, ani ukraińskie, ale nasze - przytuliskowe!
Zagniatane w kuchni plenerowej, nocną porą. Złączyły się nie tylko brzegi wywałkownych kół, ale również pokolenia przeróżne. Wspólne gotowanie dało wiele radości w wytwarzaniu wielu farszy do nadzień, a z podziałem ról nie było kłopotu.
Wzorce kulinarne zaczerpnięte zostały z Kuchni Tatarskiej U Alika. Ale nie było czasu myśleć skad wziąć jagnięcinę, skoro tradycyjne mielone było pod ręką, a okazją na slow food był sobotni zlot przyjaciół.
Twarogowe nadzienie było z nutą ziół podlaskich z Korycin. To moje ulubione przyprawy. Niedługo będę miała swoje z anielskiego ogrodu, ale to już kolejna historia.
Koniecznie chcę jeszcze wrócić do żelaznych klusek z Zielarni w Olsztynku. To smak naszej wakacyjnej wyprawy, bliski bardzo, bo ziemniaczany.
Przepis na ciasto czeburekowe: 1 kg mąki, 2 szklanki ciepłej wody, 3 całe jajka, 2 łyżeczki soli.
Zagnieść składniki należy, wyrabiać ciasto później już na stole można, aby miękkie i pulchne było. Małe porcje ciasta wałkować trzeba na cieniutkie koła. Farszu dajemy bardzo mało, aby czeburek szybko usmażył się na głębokim oleju, na rumiano.
Bardzo smaczne są wersje wegetariańskie, powodzenia!