wtorek, 16 listopada 2010

Jak należałam do POW i walczyłam o niepodległość Suwałk?

11 listopada 2010 roku otrzymałam ważny dokument zaświadczający, że tego oto dnia należałam do Polskiej Organizacji Wojskowej Okręgu Suwalskiego i brałam czynny udział w działaniach wywiadowczych oraz dywersyjnych na terenie Ober-Ost, podpisany przez adiutanta komendanta Okręgu i ostemplowany okrągłą pieczęcią (z orłem w koronie) Dowództwa Obrony Kresów Ziemi Suwalskiej.
To pamiątka uczestnictwa w grze miejskiej "W drodze do niepodległości" zorganizowanej przez Grupę Rekonstrukcji Historycznych - Garnizon Suwałki. 
Oprócz wspomnianego dowodu pozostało wiele mocnych wrażeń, radość z mądrego świętowania, smak ciekawej, bo innej przygody, świadomość odkurzonego patriotyzmu, satysfakcja z powtórzonej historii i tej wiedzy, która w zakamarkach zalegała od lat, jakby trochę zapomniana, jednak w chwili podwyższonej adrenaliny, przemknęła przez szare komórki.
Ale może od początku...
Moja grupa, jako VIII. pod pseudonimem "Ziomki" stawiła się na start o 14.20 w Muzeum Marii Konopnickiej. Wszystko odbywało się bardzo szybko. Wezwanie do zaprzysiężenia, widok komendanta, położenie ręki na broni, wprowadzenie do konspiracji, nałożenie biało - czerwonej opaski, wyznaczenie pierwszego zadania... W tej jednej minucie wehikułem czasu przeniosłam się do 1918 roku. 
Rozkaz padł (chyba z ust samego Aleksandra Putry) - ...na cmentarzu suwalskim zarządzona została koncentracja oddziałów. Słyszę fragment rozkazu, poprawiam opaskę gotowa do zadania, czuję, że żarty się skończyły, a serce zaczęło bić szybciej. Patrzę na swoich skupionych współtowarzyszy, wychodzimy, wiemy dokąd iść. Każdy mój Ziomek wchodzi w rolę Peowiaka, zgłasza niezbędne uwagi. Burza mózgów:
  • Idziemy pod bramę cmentarza.
  • W mieście okupacja, musimy być nierozpoznawalni.
  • Trzeba zdjąć opaskę. Na cmentarz powinniśmy wejść pojedynczo.
Na bramie zauważamy znak, który podpowiada, że koncentracja będzie blisko kaplicy. Docieramy. Meldujemy swoją gotowość do działań. Łącznicy informują nas o pokojowym porozumieniu z Niemcami, akcji zbrojnej nie będzie (na szczęście), ale w gotowości konspiracyjnej zostajemy. Należy odebrać fałszywe dokumenty od sąsiadów Szczerbińskich. Łącznik pyta, czy wiemy, gdzie to jest, może udzielić podpowiedzi, ale odejmie punkty. Wiemy. W grupie ogólna radość. Idąc na ulicę Gałaja, do miejsca związanego z Aleksandrą Szczerbińską, drugą żoną Józefa Piłsuskiego, nawet zaczęliśmy chwalić pogodę, za jej łaskawość i ciepło, i że jeszcze widno, i że nie ma patroli.
Po przeciwnej stronie ulicy zauważamy grupę "Młodych", domyśliliśmy się, że to "nasi".
U sąsiadów Szczerbińskich na bramie znak, już nawet nie pamiętam jaki, ale to kolejny sygnał, że możemy otwierać furtkę. Są kolejni łącznicy, znajomy mężczyzna w czarnym, długim, skórzanym płaszczu, odczytuje nam zadanie, nie wdajemy się w żadne prywatne rozmowy, bo skupić się trzeba na haśle, odezwie, adresie, fałszywych dokumentach. Hasło dzielimy na części, każdy zapamiętuje fragment,  mamy odbrać ciasteczka, przysyła nas ciotka Ewa, ale co z wujkiem? Śmiejemy się, bo wcale nie jesteśmy pewni, czy dobrze zapamiętaliśmy całość, jeszcze raz powtarzamy. Dobra, wiemy, wujkowi coraz częściej dolega skleroza! Bierze to na siebie Mirek!
Znowu nie bierzemy podpowiedzi, nie tracimy punktów, wiemy, że mamy odszukać łącznika w restauracji Hotelu Eurpoejskiego z Tygodnikiem Suwalskim w ręku. Wyznaczane miejsca spotkań dotyczyły miejsc i nazw z 1918 roku. Wiadomo, że wiele zmieniło się od tego czasu, ale liczyliśmy, że trafimy. Każdy z grupy wnosił swoje powtórzone i te wcześniej zdobyte wiadomości. A zatem z entuzjazmem udajemy się na róg Kościuszki i Wigierskiej. Cóż za rozczarowanie! Obeszliśmy  wszystkie zakamarki i okazało się, że to nie tu! Był hotel, ale może Warszawski? Dedukcja! Metoda nieodzowna w chwilach krytycznych! Jak nie tu - to gdzie? Powtarzamy pytanie już nie stojąc w miejscu, bo przecież to gra na czas. Idziemy suwalską starówką w kierunku starej apteki. Tu też były hotele - dedukujemy, ale żadnych znaków nie widzimy! Nagle z bramy wychodzą żandarmi. Rozdzielamy się, Bogusia po cichu wzywa samego Pana Boga na pomoc. Ale skoro tu jest patrol,  to sugestia prosta, restauracja musi być w pobliżu. Wpadając w popłoch na widok niemieckich strażników, postanawiam sprawdzić, miejsce nocegu Józefa Piłsudskiego - Dom Gubernatora, kolejne rozczarownie, pusto! Wracam. Grupa daje znaki. Czekają koło dawnej kawiarni "Jola" i śmieją się. Obok wejścia ukrywa się dawny szyld Hotelu Europejskiego. No proszę, czekali na mnie i zatrzymali się dokładnie w miejscu, którego poszukiwaliśmy, to naprawdę zrządzenie losu. Ech, moje "Ziomki"... Błogo robi mi się jakoś... Jak dobrze mieć przyjaciół... ale nie ma czasu na rozważania. Wchodzimy. W półmroku za stolikami siedzą dziwnie znajome postacie, ale dzisiaj... Basia jest damą w meloniku, a Krysia w pelisach i już "byłam w ogródku, witałam się z gąską", ale w czas przypomniałam, że nie cele towarzyskie są ważne. Akcja! Myśl o łączniku z gazetą. Grupa spisuje się dzielnie, stoi już obok Janka. Ten spokojnie czyta "Ziemię Suwalską", pochyleni, po cichu przekazujemy hasło. Cisza! Czyżby pomyłka? Nie. Jest zapytanie o wujka. Mirek mówi swoją wyuczoną kwestię. Jest przesyłka. Od tajemniczej pani odbieramy pudełko ciasteczek. Wypuszcza nas tylnym wyjściem, ostrzega przed żandarmami. Teraz do kina Edison. Proszę! Czyli nie odwieczny "Bałtyk", ani dzisiejsze "Cinema Lumiere". Wiemy, że kino z XIX wieku to róg Chłodnej i Kościuszki. Pakujemy pudełko-przesyłkę w moje lniane torby, które zawsze mam ze sobą, i które nie jedną już pełniły funkcję. Na rogu są żandarmi, a zatem idziemy oddzielnie. Umawiamy się, kto znajdzie wejście do kina, ten zdejmuje czapkę.
Udaje się! Mijamy patrol. Nie zatrzymują nas. Wchodzimy do kolejnej bramy, szukamy znaków. Jest. To poruszona zasłonka. Ktoś na nas czeka. Oddajemy ciasteczka w tajemniczym, ciasnym miejscu. Pani strojnie ubrana, wciska mi do ręki meldunek i szyfr, ostrzega i stanowczo powtarza: "do rąk komendanta".
Na dworze już zapada zmrok. Ciepło, ale nie wiem, czy to wpływ emocji czy dobrej pogody. Ukryci za kamienicą, łamiemy szyfr z małymi poprawkami, litery z "Roty" dają nam adres - Chłodna 2. Jesteśmy w pobliżu. Tropimy. Brama, podwórze, zaplecze "Starówki", przez jedno z okien zza reklamy Warki, widzimy skrawek stołu z dokumentami. A zatem to tu stacjonuje dowództwo.
Komendant odczytuje przekazany przez Olę meldunek, stoi w eleganckim mundurze. To zapewne mjr Mieczysław Mackiewicz - myślę roztargniona. My też stajemy na baczność, słuchamy, po chwili dowódca pułku dodaje "powstańcy sejneńscy otrzymają pomoc". Odmeldowujemy się. To ostatnie zadanie, wracamy do punktu wyjścia, najbardziej cieszy się Mirek, bo jest z Sejn! Wie, że miasto wróci do macierzy! Śmiejemy się, gra skończyła się, a my wcale nie chcemy wyjść z roli Peowiaków. Wiemy, że czeka nas jeszcze powitanie Naczelnika, Józefa Piłsudskiego. W drodze do Muzeum Marii Konopnickiej dzielimy się swoimi wrażeniami. Czas staje się nieistotny, wehikuł czeka...
Chwile przeżyte zamieniają się we wspomnienia.
To już historia, nasza historia, suwalska.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Free Flash TemplatesRiad In FezFree joomla templatesAgence Web MarocMusic Videos OnlineFree Website templateswww.seodesign.usFree Wordpress Themeswww.freethemes4all.comFree Blog TemplatesLast NewsFree CMS TemplatesFree CSS TemplatesSoccer Videos OnlineFree Wordpress ThemesFree CSS Templates Dreamweaver