środa, 19 października 2011

Któż nie zna Stańczyk?



Pusto dookoła w Stańczykach o tej porze. Złoto brzóz nad Błędzianką przypomina o rozbujałej jesieni... 
Po pewnej chwili słychać odgłos prac na moście. Remont balustrad trwa - mimo chłodu.
Dyżur na "bramce" - też jest. "Samotny wilk" na skraju puszczy bierze opłatę niewielką.




Od lat kilku kibicuję właścicielom wiaduktów. To odważny projekt niemieckich budowniczych, ale też śmiała, dzisiejsza myśl. Wykupienie "uciążliwego" dla gminy zabytku i próba ożywienia miejsca odludnego to poprzeczka wysoko ustawiona, wysoko jak wysokie są filary byłych wiaduktów. Miejsce to na skraju położone, ale niezapomniane. Wizerunek mostów pojawia się na folderach i ulotkach jako atrakcja Mazur oraz Suwalszczyzny, chociaż niewątpliwie jest skarbem tej pierwszej krainy. Polodowcowe pagóry i wyniesione skarpy przypominają, że to Mazury Garbate, a tytuł z tablicy informacyjnej świadczy, że fantazji też tu nie zabraknie. "Akwedukty" Puszczy Rominckiej, wiadukty, czy mosty? Każde określenie jest dobre, wystarczą tylko poprawne skojarzenia.


Cieszy mnie każdy odnowiony skrawek, bo to jak cegiełka do naszej - europejskiej historii.
Dawne Prusy Wschodnie ogarniały te tereny docierając do dzisiejszego trójstyku granic w Bolciach. Odwieczne granice, tak trwałe dawniej dzisiaj są już tylko wspomnieniem, tylko Obwód Kalingradzki ciągle trwa za swoimi ogrodzeniami. Ale pas graniczny między Polską a Litwą jest coraz mniej widoczny, strefa Schengen zrobiła swoje, obszar wisztyniecki spokojnie dotyka do północnego płaskowyżu rowelskiego stanowiąc jakby spójną całość - tę polodowcową. Swoją drogą lądolód był wspaniałym rzeźbiarzem. Tu w północno-wschodniej Polsce pozostawił to, co najbardziej baśniowe. A jesień jakże urokliwie prezentuje swe rudości  w amfiteatrach krajobrazowych.

środa, 12 października 2011

Jak podzielić się bogactwem?

Gdyby udać się razem z kluczem żurawi nad Suwalszczyznę, to zapewne klangor echem odbijałby się nad ziemią suwalską pieśnią zieloną, nad augustowską błekitną, a nad sejneńską....? Właśnie jaką?
Chyba byłaby to pieśń magiczna. Wielogłos pogranicza, dźwięki: klezmerskie, jazzowe, dęte, folkowe - harmonia czy tygiel! Z prowincjonalności wyłania się to, czym ten skrawek jest. 
Im częściej tu jestem, tym bardziej ukazuje mi się charakterna mozaika Sejneńszczyzny. Ta część naszego  kraju zazwyczaj wydawać się może ziemią senną bądź zapomnianą, ale to nic bardziej mylnego. Pozory.
Wystarczy tutaj zajrzeć na dłużej, bez pośpiechu w drodze na Litwę.
W senności pól dojrzysz łagodne pochyłości, które od razu wyciszą twe wnętrze, pozwolą na odkrywanie egzotyki  tej ziemi oraz poznanie zapalczywości ludzi tu mieszkających.

Jak podzielić się bogactwem Sejneńszczyzny? Wierzę, że dzieląc się wrażeniami, pomnożę to bogactwo...

Maćkowa Ruda - tu dwa ważne trakty są: lądowy i wodny, tak naprawdę latem nie wiadomo, który ważniejszy.  "Czarna Hańcza cię omota...", meandry swobodnie przemykają po polach i łąkach wsi, płyną kajakami wodniacy, jakby karawana za karawaną, a na kładkach ogłoszenia miejscowych, reklamy ręcznie pisane: drożdżówki, szarlotka, placki... Pole biwakowe "Jagodzianka" ze smakołykami czeka: bułeczki, pierogi, kanapki ze smalcem i małosolnym, podane z uśmiechem... Do takich miejsc zawsze tęskno, bo w ludziach największe bogactwo.

Krasnopol - zaintrygowała mnie figura św. Agaty stojąca nieopodal kościoła, patronka ognia, strzegąca przed pożarami, wykonał ją miejscowy rzeźbiarz, skromnie mówi o sobie: Robię takie proste rzeczy. Proste, nie znaczy brzydkie - odpowiedziałam Panu Walukiewiczowi. Tu, na rynku dopytywałam o Górę Różańcową, szlak znaczony glinianymi kapliczkami rozpoczyna się w centrum osady, prowadzi w okolice lasu i ukrytych jezior, miejsce sentymentalne... Szukałam i znalazłam. Warto było!

Giby -  puszczańska stara miejscowość z osocznikami związana, dziś warto by tu barci poszukać i miodu posmakować. Ale ta mała miejscowość, bogate dzieje i mało słodkie skrywa Niewielki, drewniany kościół cicho prosi o swoją historię, dawna molenna przypomnieć chce mieszkających na tej ziemi do czasów II wojny - starowierów. Wzgórze obłożone głazami woła o pomoc w rozwikłaniu innych, powojennych losów ludzi, których pochowała ziemia - czy sejneńska? Nie wiadomo do dziś. Kto je odkryje?

Zelwa -  to miejsce zawsze będę kojarzyła z charyzmą właściciela skansenu "Dawna wieś", z balladą o dzbanie zielonym, którą tam usłyszałam, z bagnami, które przemierzyłam, aby znaleźć buty Tolka Banana, z Marychą, którą wpław brodząc w mule przebrnęłam. Tam, powiedziałam: Tu mogę zostać... Nie zostałam, ale wrócę...

Berżniki - miasto królowej Bony, ta, to wiedziała co robi! Zarządziła puszczańskimi obszarami, wyznaczyła granice i strażników, ogarnęła dobra płynące z lasu, dając nam wzorce, że w kobietach siła!
Cmentarz w Berżnikach jest wskaźnikiem wielu wydarzeń, pełna obaw jestem zawsze, kiedy muszę mówić o niesnaskach między narodami, ale wiem, że nic nie muszę - to temat pozostawiam.


                                     Cmentarz w Berżnikach

Puńsk - to zakątek brzmiący folklorem i etnografią, dawno temu to właśnie w muzeum Pana Vainy zaskoczyło mnie pozwolenie dotykania rekwizytów, to zapewne był jeden z pierwszych kamyków, który wpadł do mego ogródka. Lubię w Puńsku być 15. sierpnia i chociaż nie wtapiam się do końca w litewski klimat, to otarcie się o święto chleba, miodu i mleka przywraca mi wiarę w prostotę i prawdziwość ludzi, ogólnie hasło ujmując. Skansen nieopodal osady to malutka namiastka tego, co można obejrzeć w Rumszyszkach koło Kowna, ale inicjatywa słuszna. Uwielbiam litewskie placki ziemniaczane z nadzieniem mięsnym, w zajeździe koło skansenowej zagrody noszą nazwę "placki teściowej", dlaczego? Zapytaj, ja nie znam odpowiedzi.


                                      Skansen w Puńsku  

Oszkinie - "nawiedzony" w pozytywnym znaczeniu tego słowa Pan Piotr dokonuje rzeczy właściwie niemożliwych, osadę prusko - jaćwieską wznosi z drewna i kamienia, nie szczędzi własnego zapału, z dawnymi rytuałami można tu poobcować  a i z charyzmą właściciela warto pobyć. Pod wrażeniem wielkim pozostaję...

Krasnogruda - klimat poezji i literatury wznosi się nad alejami dworskimi, akcent czerwonego ganku do dworu zaprasza, by minimalizmem wystroju słowom ważność pozostawić, miejsce czarem twórczym ogarnięte, a i trafić do Centrum Dialogu wymaga nie lada kreatywnych zachowań. Radzę kierować się przez Żegary, bo inne drogi niekonicznie do Krasnogrudy prowadzą.

                                           Przydrożna kapliczka

Sejny - spojrzenie łagodne Madonny Sejneńskiej zawsze mni koi, wyniosłość  pomnika Wolności trochę zastanawia, orzeł za synagogą przypomina o ważnym powstaniu! Podziwiam peowiaków i o światełku na ich mogile 1. listopada nie zapominam. Na pozór wydaje się, że Sejny to dwie skrzyżowane ulice, ale ...
Właśnie to miasto zasługuje na - ale...

P.S. Kończę tę pochwalną pieśń, bo już zapewne ostatni klucz żurawi słyszę,
a Tadeuszowi Kolter za kopalnię zdjęć ogromnie dziękuję.  

poniedziałek, 10 października 2011

Ile wart jest pałac?

A był to początek XIX wieku na ziemi suwalskiej, kiedy to ostatni dziedzic dóbr dowspudzkich podjął zagospodarowanie zakątka nad Rospudą. Ludwik Michał Pac zamysł miał światowy, kierował się wzorcami architektury angielskiej, znał też sztukę włoską. Po wielu wojennych wyprawach u boku Napoleona, jakby dla spokojności duchowej odbył liczne podróże. Już nie tylko jako dzielny żołnierz, generał, hrabia, ale jako miłośnik sztuki, gospodarz, ziemianin... Z Dowspudy uczynił nad podziw dobrze prosperujące, nowoczesne dobra.
Wybudował wspaniały pałac, nie tylko stylowy i pełen przepychu, ale przede wszystkim wskazujący oryginalny smak właściciela i duszę patrioty - również.
 I tak razu pewnego właśnie w okolicy rezydencji pojawił się przybysz z odległych stron. Długo stał i oglądał pałacową sztukaterię, przechadzał się i podziwiał kunszt zabudowy, aż zauważył to sam hrabia. Wyszedł do wędrowca i nie zdradziwszy swego imienia, pozdrowił gościa i zapytał: Jak myślisz, ile wart jest pałac?
Ten nie zbity z tropu, zastanowił się chwilę i odrzekł: Wart pałac Paca, a Pac pałaca. 
Bardzo spodobała się ta odpowiedź gospodarzowi, powtarzał ją wielkrotnie na salonach. Jest znana do dzisiaj.
Ale dzisiaj postawiono to pytanie w innych okolicznościach.
Przetarg, kolejny uciążliwy zabytek...   na sprzedaż!!!Czy rzeczoznawca wie?



Ile jest cegieł w wieży bocianiej?Po ile są cegły z pacowską lilią?
Jaką wartość mają arkady w portyku? I wieżyczki na ganku?
 


Pozostałe mury i ruiny podziemnych kondygnacji - w jakiej cenie?
Na ile wyceniono omszałe kłody? Dorodną lipę i drobnolistne klony?
A brzegi i stoki nad sławną Rospudą? Jak zliczyć piękno?



Ile kosztuje duchowa uczta w dowspudzkim parku?
Kto w przyszłości zaprosi wędrowca do pałacu Nie - Paca i zapyta: Ile wart jest...?



P.S. Rzeczoznawca problemu nie miał, oszacował - 3,1 mln zł. Kto da więcej?

piątek, 7 października 2011

Gdzie mogą być anioły?

Październikowa złota w słońcu jest ta niedziela
W Przytulisku wiele myśli ulotnych się rozaniela
Psalmy, cytaty, sentencje, ważne mądrości słowa
Znaki zostawiają stróże, jak brzmi aniołów mowa?
Skrzydłem mnie dotykają, piórem  musną czasem
Za rogiem czekają, pod lipą usną, bądź za lasem
Czasem pragnę, by przekroczyły moje niskie progi
Przykucnęły tu obok, pozostawiły niepewne drogi
Wchodzę na ganek, drzwi pozostawiam otwarte
Czekam na..., a to czekanie wszystkiego jest warte

czwartek, 29 września 2011

A kiedy święto anioły mają?

29 września świętują Archanioły, bo to dzień imienin Michała, a św. Michał Archanioł wszak ważny jest wśród istot niebiańskich. Ten co góry przenosił. Odwieczny symbol walki dobra ze złem. Często na obrazach przedstawiany jest w trakcie bitwy z szatanem, z mieczem w dłoni. Jakby wołał: Któż jak Bóg! Wymowny wizerunek św. Michała Archanioła znajduje się w wigierskim kościele, w ołtarzu bocznym. 
Św. Gabriel z Archaniołów, posłaniec Boży,  przypomina nam najczęściej o swym istnieniu w okresie Bożego Narodzenia, to On spotkał się z Maryją i przekazał Jej wielką nowinę,  później obwieścił pasterzom o narodzeniu Zbawiciela, ocalił Jezusa przed Herodem, opiekował się i  cały czas strzegł Świętej  Rodziny.
Według angelologii lista archaniołów długa nie jest, bo zazwyczaj wymienia się ich tylko siedmiu. Niezależnie od ilości i hierarchii anielskiej temat ten nieskończony zawsze zostanie. Ale wobec utrzymującej się ciągłej wiary w świat nadprzyrodzony, przypuszczać można, że owe skrzydlate istoty towarzyszyć ludzkości długo będą.
Ważne jest też, że są znaczącą tradycją chrześcijańską, żydowską, mahometańską oraz perską.
Szkoda tylko, że nie zawsze będziemy wiedzieć, czy znajdujemy się w towarzystwie czystego ducha czy złośliwego demona. Kiedy będzie tchnienie niebios, a kiedy podmuch piekieł?

P.S. Drugiego października Święto Anioła Stróża, będzie to w Przytulisku dzień szczególny.

czwartek, 22 września 2011

Jak spotkałam ducha Paca?


Czy spacerowałeś kiedyś alejami wśród wysokich, wiekowych drzew?
Jeśli tak, to czy wiesz, dokąd lub do kogo dawniej prowadziły?
Kto zasadził  te drzewa i w jakim celu? Kto w ich cieniu odpoczywał?
Spacerując alejami można snuć wiele przypuszczeń, oddawać się fantastycznym domysłom...
Wyłuskać ziarenko prawdy może też się da? Czasem.
O każdej porze roku taka droga wygląda dostojnie i tajemniczo.
Stara Hańcza ...., Krasnogruda....,  Stańczyki...

Jest jedna taka aleja lipowa, która prowadzi do rezydencji Paca. Znam ją. Po pałacu niewiele zostało, ale aleja od kilku wieków prowadzi wprost do ozdobnego ganku - portyku. Wiosną lipy szybko budzą się do życia, latem pachną niepowtarzalnie, jesienią tworzą barwny tunel, a zimą oszronione srebrzą się w styczniowym słońcu. Lubię to miejsce, ale...
Spacerując wokół starych murów zawsze zatrzymuję się przy wieży "bocianiej", ale zazwyczaj intrygowały mnie bardziej piwniczne wejścia, które albo były przysypane gruzem, albo zakratowane. W myślach dociekałam, co kryją podziemia pacowskiego pałacu. Różne na ten temat krążyły opowieści, niektóre mnie przerażały. Zazwyczaj w zamkach coś straszy, a ja nie tęskniłam za spotkaniem z "jakimś" duchem.



Jedno wejście do piwnicy zawsze było otwarte, ale nigdy nie miałam odwagi, aby przekroczyć jej progu. Ogarniał mnie lęk. Jak to zwykle bywa i w tym wypadku - strach miał wielkie oczy.

Pewnej wrześniowej niedzieli pojechałam po raz kolejny do parku Paca, było to niedawno. Wykorzystując ostatnie podrygi lata nie skrywałam się w cieniu lip, tym razem udałam się boczną ścieżką. Zauważyłam, że nie jestem sama. W oddali pośród drzew snuły się postaci spacerujących, ale po pewnej chwili zniknęli mi z oczu. Powoli udałam się w ich kierunku. Kiedy doszłam do portyku pałacu zobaczyłam tajemniczy napis:
 "Zapraszam do hrabioskiej spiżarni". Strzałka wskazywała otwarte wejście do podziemi rezydencji.
Nie zdążyłam zebrać myśli, bo w tym samym czasie, dwóch przystojnych młodzieńców, ubranych w niebieskie plaszcze z czerwonymi wyłogami, prowadziło mnie do piwnicy. Uśmiechali się ciepło. To był moment. Po chwili, już sama szłam wąskim korytarzem oświetlonym świecami. Światło doprowadziło mnie do podziemnej sali, w której stało mnóstwo drewnianych półek wypełnionych różnościami. Stały kosze z pomidorami, jajkami, półmiski z malinami, wiele słoików z ogórkami, wiśniami... Obok półek wisiały warkocze z cebuli i wianki z czosnku. Światło świec przyzwyczajało oczy do półmroku.  Zachwycona zapachami i przetworami dopiero teraz zobaczyłam mężczyznę, który stał nieopodal i bacznie mi przyglądał się. Kiedy nasz wzrok spotkał się, zobaczyłam na jego twarzy spokojny uśmiech.
- Nie obawiaj się niczego, jestem duchem hrabiego Paca, dziś zapraszam wszystkich do swojej spiżarni w gości. Proszę, częstuj się. Dawniej kiedy tu przebywałem, dbałem o zapasy na zimę. Tu na tej ziemi wprowadziłem nowoczesne rolnictwo, zastosowałem wiele nowatorskich maszyn i sprowadziłem nawet Szkotów, aby wspomogli moje reformy.
Stałam nieruchomo, wszystko zgadzało się, tak czytałam o tym, rzeczywiście opowieść była  prawdziwa. A Pac, właściwie jego duch, ubrany był stylowo, zachwycił mnie jego żabot pod szyją, dodawł on mu szyku i elegancji. Obcisły długi smoking, czarne długie, skórzane buty, to wszystko czyniło hrabiego przystojnym i zalotnym wręcz gospodarzem. W tym czasie, kiedy zwracałam uwagę na szczegóły jego stroju, który mimo chodem przenosił mnie do innej epoki, Ludwik Michał Pac mówił i mówił. Głos ciepły, ciągle podkreślał jego dokonania. Zaiste - przypomniałam te zasługi, których listę czytałam wielokrotnie na pomniku hrabiego. Pod jego popiersiem ta lista była długa: generał, hrabia, dowódca, patriota, dziedzic, gospodarz, mecenas... Na każdym polu osiągnięcia.
Autorytet? Doskonałość?
Ale ja zawsze analizując bogaty życiorys dociekałam jego wad? I ta myśl przemknęła mi teraz, że skoro mam ducha obok siebie, to wystarczy zapytać! Ale czy wypada? Czy wystarczy mi odwagi? Kiedy zbierałam siły w sobie, duch opowiadał dalej:
- A kiedy carscy posłańcy przyszli mnie aresztować za udział w powstaniu, postanowiłem ich najpierw ugościć, poczęstowałem ich również wybornymi nalewkami. Ci byli tak zajęci biesiadowaniem, że nawet nie spostrzegli, kiedy wszedłem do szafy, w której było tajemne przejście do podziemi pałacu. Tunelami, dobrze mi znanymi uciekłem, unikając aresztowania.
- Czcigodny hrabio, generale - nie wierzyłam, ale to był mój głos - powiedz mi, czy w swej niepodwarzalnej doskonałości, zauważyłeś jakieś swoje wady - ciągęłam dalej - wszak uczono mnie, że nie ma ludzi doskonałych?
- Hmmm, zaskoczyłaś mnie tym zapytaniem. Tak... Mam wiele niedokończonych interesów, tyle miałem planów, one do dziś mnie niepokoją... Nie ocaliłem pałacu, wszystko przepadło... Może...
- Jak Ci pomóc?- zapytałam nie wierząc w swoją śmiałość.
- Przyjdź tu za rok - wypowiadając te słowa duch powoli znikał w ciemnościach piwnic.

Stałam jeszcze długo, osłupiona wpatrywałam się w płomienie świec. Nie bałam się. Nie. Już nie.
Przyjdę tu! Za rok!

                                          fot. Tadeusz Kolter

Wracając do domu aleją lipową, zobaczyłam, że mam kieszeń pełną malin.
Pyszne były!

P.S.  To taka moja samograjka, a ziarenko prawdy też znajdziesz.

czwartek, 1 września 2011

Jak szukałam i znalazłam?

Miejsce, które dotyka 1679 roku - Bohoniki, koło Sokółki.
Z przywileju króla Jana III Sobieskiego okoliczne wsie nadane są....
Oddziałom żołnierzy z oddziałów tatarskich - za usługi wojenne.
A co do dziś pozostało?


... też włóki i wioski wieczyście onymże i sukcesorom nadawszy i darowawszy, na  onych budować się, osadzać i przedać, zostawić i podług woli i upodobania swego dysponować z obligiem tylko usługi wojennej wiecznymi czasy pozwolił i ubezpieczył" 
I historia pokazuje, że zawsze bronili "przybranej" ojczyzny, "po kozacku", na koniu z szablą, u boku nie tylko króla, ale i Tadeusza Kościuszki oraz Józefa Piłsudskiego.
Minęły wieki... często zarzucili tradycje, tańce, język, ale wszystkich Tatarów łączy religia i historia.
Bohoniki - dzisiejsza polska Mekka.
Wjeżdżając do osady spośród parterowych domów wyłania się kopuła meczetu zwieńczona półksiężycem. Nieopodal rzuca się w oczy jurta i reklamy tatarskiego jadła.




Ale po kolei... Najpierw  oddać Bogu - co boskie, w tym miejscu można by zapytać "Któremu Bogu?" Idziemy do meczetu, wiedząc, że "Allah" znaczy Bóg. Zamknięty. We wsi mówią, że zaraz otworzą. Kobieta, która przed chwilą była w krótkich spodenkach wychodzi z kluczem w długiej granatowej sukni. Otwiera meczet. Opowiada chętnie, prosi o pytania.

Przedsionek, półki na buty, na lewo oddzielna część dla kobiet, z podłużnym oknem przysłoniętym firaną na część męską, na ścianach różnorodne wersy koranu, nie ma rzeźb ani obrazów z wizerunkami. Skromnie.
W drugiej sali dominuje minbar, to miejsce, gdzie imam wygłasza kazanie, obok mihrab - nisza w ścianie wskazująca kierunek Mekki.

  
Nie ma ławek, ani krzeseł, wzorzysty dywan zachęca do siadania. Słuchamy. Dochodzą inni turyści, boso, jedna z kobiet ma letnią bluzkę z odkrytymi plecami, oprowadzająca nie zwraca uwagi, chyba dobrze, nikogo nie peszy, to zachęca do wspólnej dyskusji. Rozmowa dotyka różnych wątków: wyprawy do Mekki, imama z Białegostoku i ramadanu, który właśnie dobiega końca.
My nie zważając na muzułmański post kierujemy się do jurty, obok niej tatarskie menu: kobate, sebzeli, dżantyk, almałyk... Narazie niewiele te nazwy mówią. 


Wyposażenie jurty zaskakuje. Noclegownia, księgarnia, przebieralnia i zbrojownia - wszystko pod jednym, małym dachem nabiera ducha i życia za sprawą energii pani Eugenii Rodkiewicz. Cennik sugeruje - co za ile. 
Zdjęcia w strojach tatarskich, przegląd czasopism o życiu Tatarów, ulotek i folderów dotyczących szlaku tatarskiego odbył się w radosnym nastroju, Eugenia - ma swoją charyzmę, kulinarną również. Zaprasza nas na kobate i almałyk. I zaczęło się tatarskie degustowanie pierogów z mięsem, jabłkiem, twarogiem. 
Kolejny zakątek, kolejne historie, kolejne smaki, bo kolejni, niezwykli ludzie.
   
 
Free Flash TemplatesRiad In FezFree joomla templatesAgence Web MarocMusic Videos OnlineFree Website templateswww.seodesign.usFree Wordpress Themeswww.freethemes4all.comFree Blog TemplatesLast NewsFree CMS TemplatesFree CSS TemplatesSoccer Videos OnlineFree Wordpress ThemesFree CSS Templates Dreamweaver