Suwalskie pogaduchy, suwalskie zakątki, suwalskie tradycje...
Zauroczona Suwalszczyzną przyznam, że nie doceniłam Podlasia.
Czas to zmienić, czas otworzyć wrota...
Zaplanowałam zatem podbój Podlasia. Jak sądzisz, od czego zaczęłam? Oczywiście, że od podlaskiego szlaku rękodzieła. Czarna Wieś Kościelna to zagłębie garncarzy. Intuicyjnie zadzwoniłam do Stanisława Mosieja. To był bardzo dobry wybór. Pan Stanisław ponad 50 lat z błota dorabia się złota. To naprawdę złoty człowiek.
Już teraz wiem, jak wygląda garncewnia pana Mosieja. Garncewnia (jak ta nazwa pięknie brzmi) to nie tylko koło garncarskie, to przede wszystkim miejsce przetwarzania gliny, od źródeł do stanu plastycznej masy, konsystencją zbliżonej do masła. Ważnym etapem jest przepuszczenie gliny przez walec i to dwukrotnie. Ten zabieg wspomaga plastyczność gliny i likwiduje margiel, który przy wypalaniu niszczy naczynia.
Nie święci garnki lepią, to fakt, ale trzeba wiele spokoju i wiele ćwiczeń, by skoordynować obroty koła z pracą rąk i myślami. Ale radości było wiele.
Po kilku godzinach lepienia pan Stanisław doceniając nie tyle efekty, co mój wysiłek i wkład emocjonalny postanowił pokazać piece do wypalania, które pozostały po ojcu i dziadku. Prawdziwe dziedzictwo.
Kolejna nagroda to zakup wyrobów mistrza. Siwaki, dwojaki, dzbany... Już wiem, jak je sama ozdobię!
Po ceramicznej uczcie nie mogłam pominąć kowala - artystę, pana Mieczysława Hulewicza, wiedziałam, że tu czekają na mnie anioły.
To cała orkiestra anielska. Grający na trąbce przyjechał ze mną do Przytuliska, nie mogło być inaczej.
0 komentarze:
Prześlij komentarz