"... Zanosi się na mróz ...
pytasz mnie, co słychać,dziękuję - u mnie maj,
melancholii śladu brak ..."
Tak kilka dni temu w Suwałkach śpiewał Łukasz Zagrobelny.
I słowa piosenki spełniły się.
Za oknem przyszedł mróz, zadomawia się u nas na dobre, a w duszy maj? U mnie czas aniołów trwa, teraz to czas szycia i ciąg dalszy poszukiwania smaków. Doskonalę swój przepis na anielski chlebek. Ma być on zdrowy, smaczny i łatwy do wykonania. Dziś po raz kolejny podjęłam próbę. Jest dobrze. Mogę już do swego produktu podejść slowfoodowo.
Jak to robię?
Ziarna słonecznika, siemienia lnianego, płatki owsiane, mąkę żytnią i kukurydzianą oraz sól mieszam, to są produkty suche, łączę je ze sobą. Dodaję ok. pół szklanki oleju i rozpuszczone w ciepłym, słodkim mleku drożdże. Zagniatam i osuszam ciasto mąką pszenną, tak, aby porcja odstawała od miski i rąk. Proporcje stosuję na tzw. oko, bo nie ma potrzeby odważania czy odmierzania. Chlebki zawsze wychodzą, a różnice w smaku są nawet wskazane.
Następnie formuję małe chlebki i pozostawiam na kilkanaście minut w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Piekę ok. pół godz. w temperaturze 200 stopni.
Smakują wyśmienicie z suwalskim miodem i malinami. Polecam.
Czasu wykonania ani kalorii nie liczę, lubię kratywność w kuchni.
0 komentarze:
Prześlij komentarz